There was a time
When I was so broken
hearted
Love wasn't much of a
friend of mine
Kazałaś
mówić na siebie Patyk. Mówiłem. Kazałaś czekać na siebie pod szkołą, dzień w
dzień. Czekałem. Kazałaś być ze sobą za każdym razem, kiedy było ci źle. Byłem.
A teraz tego cholernie żałuję.
Nie wiem, dlaczego właśnie Patyk,
bo twoja figura była najbardziej apetyczna wśród dziewczyn z trzeciej klasy. Zauważyłem
to ja, zauważyli też wszyscy moi kumple. Ale ty chciałaś właśnie mnie, a ja nie
zgłaszałem sprzeciwu.
Czekałem na ciebie za każdym razem, kiedy kończyłaś zajęcia
później niż ja, nawet nie szedłem do internatu, żeby sobie zwyczajnie pograć na
PSie, po prostu czekałem jak ten debil pod budynkiem cudownej spalskiej
instytucji, aż wyjdziesz i powitasz mnie swoim cudownym uśmiechem. Albo
koszmarnym grymasem, w zależności od twojego humoru w danym dniu.
Znaliśmy się od początku szkoły,
jednak dopiero po jakimś czasie zacząłem dostrzegać, że pod tym paskudnym
charakterem kryje się coś więcej. Zawsze byłaś nieuprzejma wobec ludzi, a ja,
podobnie jak wszyscy inni uczniowie zdawałem się to tolerować. Bo kiedy spędza
się tyle czasu razem, w kameralnej szkole, nie można tak po prostu kogoś
ignorować. Trzeba nauczyć się z tym żyć.
Pamiętam, był słoneczny dzień, a
ja siedziałem na ławce przed szkołą, pogrążony w bagiennej zamule.
Przeszkadzało mi słońce, przeszkadzał mi śpiew ptaków i śmiechy uczniów. Wiosna
napierała na mnie z całą siłą i za cholerę nie chciałem jej się poddać, bo mój
świat stał się czarno-biały. Nie potrzebowałem w nim kolorów. Iwona, powód
moich zmartwień, okazała się być dwulicową żmiją. Zostawiłem ją w Częstochowie,
samą, z nadzieją, że kiedy wrócę ze Spały po ukończeniu liceum, ona będzie na
mnie czekać.
Jakież było moje zdziwienie,
kiedy zadzwonił do mnie kumpel z Norwida i oznajmił, że Iwona nie jest taka
wierna, jak mogłoby się wydawać… Miał na to twarde dowody. Patrzenie na zdjęcia
mojej dziewczyny obściskującej się z jakimś kolesiem, którego totalnie nie
kojarzyłem nie było zbyt pięknym przeżyciem. Niewiele myśląc poprosiłem o
pozwolenie na wyjazd do domu i rozmówiłem się z nią raz na zawsze. Kiedy
przeszła wściekłość, został tylko ból. I poczucie beznadziei, urażona męska
duma. A także, co najgorsze, złamane serce.
Ta ławka przed szkołą była moją
oazą, bo choć wszyscy mnie widzieli, bo pozornie byłem w centrum uwagi, to
jednak potrafiłem wyłączyć się na tyle, by nie widzieć ich. Byłem z siebie dumny,
że jestem w stanie zachować dystans do całego świata, odgrodzić się grubym
murem od bieżących wydarzeń.
Nie chciałem mieć wtedy nic
wspólnego z jakimikolwiek uczuciami.
Usiadłaś obok mnie, nie bacząc na
to, że najwyraźniej nie chcę żadnego towarzystwa. I to był przełom.
Po raz kolejny łamię daną sobie obietnicę, publikuję pierwszą część, zanim powstanie całe opowiadanie...
Chrzanić. :)
Obiecuję, że będę dodawać regularnie. I nie zawiodę.
Pierwsza, pierwsza, pierwsza!
OdpowiedzUsuńGRATULACJE DLA AZSu :) Cieszę się, że wygrali choćby z tego powodu, że powstanie kolejne cudo spod Twojego pióra. Urzekło mnie od pierwszego akapitu. Może to dlatego, że mam podobny nastrój jak nasz główny bohater, a może po prostu dlatego, że będzie zajebiste ;) Licealne klimaty wyczuwa, więc trochę bardziej swojsko jak dla mnie.
Informuj :*
Lubię jak łamiesz obietnice jeszcze wcześniej niż myślisz. Lol. Rotfl. Ja to lubić, Ty to wiedzieć, sooo niech Ci wena przyjaciółką będzie. :*
OdpowiedzUsuń<3
omnomnom lubię bardzo męską perspektywę :>
OdpowiedzUsuńOhh, ahh, Hain!
OdpowiedzUsuńLubię jak piszesz.
Gdzieś mnie tam informuj, obojętnie gdzie :P
Aaaa ♥
OdpowiedzUsuńWidać, że chłopak, o którym piszesz jest młodszy od tych, o których pisałaś wcześniej :D Uwielbiam i lecę czytać dalej :D