czwartek, 30 maja 2013

siedem

'Cause what you got inside
Ain't where your love should stay
Yeah, our love, sweet love, ain't love
If you give your heart away

Park pod Jasną Górą od zawsze należał do miejsc, które są szczególne. I choć całkiem nie po drodze było mi do świętego przybytku, który znajdował się raptem kilka kroków dalej, to jednak czułem w tym miejscu jakiś duchowy spokój. W tym miejscu wszystko wydaje się lepsze, bo kiedy idziesz alejką, wdychasz świeże powietrze, słońce świeci tak, jakby od tego, czy odpowiednio mocno praży zależały dalsze losy świata, a stężenie zieleni na metr kwadratowy jest chyba największe w całym mieście, po prostu nie może być źle. Zawsze po powrocie w rodzinne strony, do miasta, które bardziej niż jakiekolwiek inne mogę nazwać domem, muszę się tam udać, żeby znaleźć ukojenie.
Tym razem znowu powracam, a święty spokój i dobre miejsce na przemyślenia jest mi teraz potrzebne jak nic innego na świecie. Zajmuję miejsce na jednej z wolnych ławek, których jest całkiem sporo, bo o tej porze wszyscy teoretycznie są w pracy, albo w szkole i nie ma zbyt wielu amatorów wylegiwania się w słońcu na całkiem wygodnych ławkach. Pośród zgiełku ulicy odnalazłem oazę, w której nareszcie mam czas na zebranie własnych myśli. Papieros żarzy się powoli i choć powinienem mieć wyrzuty sumienia, że truję siebie, a przede wszystkim świeże powietrze, to jednak nie na tym chcę się skupić. Myślę o tym, że właśnie tu chciałem się oświadczyć, tu zacząć nowy rozdział w naszym wspólnym życiu. Fontanna, która wypluwa w górę wodę z sobie tylko znanym uporem jakby patrzy prosto na mnie, widzę jak woda układa się w gigantyczną twarz, która wyraźnie ze mnie szydzi. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, jakby to było, gdyby ta fontanna była świadkiem mojego wyznania miłości w twoim kierunku.
Co ja, ledwo pełnoletni gówniarz mogłem wiedzieć o życiu? Teraz wiem, że tak naprawdę wciąż nie wiem nic i na pewno szybko się to nie zmieni. Bo życie przygotowuje nas do ostatecznego upadku stopniowo, po drodze wystawiając nas na wiele prób i powodując, że upadamy mnóstwo razy. Nie potrafimy uczyć się na błędach i po każdym kolejnym upadku, zamiast wystrzegać się powtarzanych w kółko sytuacji, brniemy uparcie, raz za razem, w jeszcze gorsze gówno, niż wszystkie dotychczasowe.
Mój upadek, upadek osoby, która kocha kogoś, kto na pewno nie jest tego wart, jest na pewno jednym z wielu, które wydarzyły się na świecie w tym samym czasie i trwają nadal. Dla mnie mój własny upadek to ogromnie ważna sprawa, podczas gdy dla milionów ludzi przeżywających o samo, liczy się tylko ich ból. Każdy z nas jest egoistą, co niejednokrotnie udowadniały mi kobiety, z którymi przyszło mi być.
Bo byłaś zwykłą szmatą. Kiedy teraz na to patrzę z zupełnie innej perspektywy, ze świeżą głową to uwierz mi, Kochanie, mam ochotę pierdolnąć sobie w głowę za to, że tego nie zauważałem. Teraz już w zasadzie na to za późno i nie sądzę, żeby jakakolwiek kara wymierzona sobie samemu w tym momencie dała mi satysfakcję. Gdybym tylko wiedział, te parę miesięcy temu, że właściwie jedziesz na dwa fronty… Nie jestem pewien co bym zrobił, bo takiej sytuacji nie przewidują żadne chłodne kalkulacje, tego nie da się tak po prostu wyliczyć. Jestem niemal pewien, że nie skończyłoby się to dla nas dobrze na tamtym etapie, zresztą i tak nie skończyło się w porządku.
Odpalam ipoda, muzyka dociera do moich bębenków z ogromną mocą i pragnę, by zagłuszyła już wszystkie myśli o tobie. Ponownie zamykam oczy i po prostu jestem, nie chcąc już więcej myśleć. Jedyne, czego pragnę, to zupełnie wyłączyć mózg.

Kazałaś mówić mi na siebie Patyk. Mówiłem. Gdybym tylko wtedy wiedział, że na samym końcu naszej drogi najchętniej złamałbym cię na pół…

Właściwie to już chyba koniec, choć bronię się rękami i nogami, żeby nie żegnać Haina. 
W każdym razie - dziękuję. 
Jak to ktoś kiedyś powiedział: "wyjeżdżam, by wrócić", więc  przez najbliższe kilka dni nie spodziewajcie się mnie tutaj, ani nigdzie indziej. No chyba, że na plaży wysypanej ciepłym, czarnym piaskiem, albo na którejś z tłocznych ulic, z rozdziawioną szczęką wpatrującej się w przystojnych facetów. 
Arrivederci! :)

czwartek, 23 maja 2013

sześć

I was cryin' when I met you
Now I'm tryin' to forget you
Love is sweet misery


To był zwykły dzień, jeden z tych, kiedy wstajesz z łóżka i nie spodziewasz się, że wydarzy się cokolwiek istotnego. Po prostu obudziłem się, poszedłem do łazienki, umyłem zęby, zjadłem śniadanie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że na pierwszej długiej przerwie podeszła do mnie Ula i oznajmiła, tonem zupełnie stanowczym, że chcesz mi coś powiedzieć. Zrobiło mi się słabo, zapewne przez to, że nigdy nie darzyłem jej ani sympatią, ani tym bardziej zaufaniem. Nie chodziło o to, że coś do niej mam, bo nie miałem do tego prawa, teoretycznie nic złego nigdy mi nie zrobiła. Po prostu miała w sobie coś takiego, co kazało omijać mi ją szerokim łukiem. Przez chwilę zwątpiłem w sens istnienia, kiedy dotarły do mnie jej słowa, bo nigdy nie potrzebowałaś posłańców, żeby porozumiewać się ze mną, zawsze waliłaś prosto z mostu. Nie tym razem. Stałaś wtedy, oparta o filar i niepewnie przygryzałaś skórki od paznokci, co świadczyło o tym, że jesteś zupełnie bezradna. Zdziwiło mnie to, tak strasznie zwyczajnie, bo jeszcze nigdy nie byłem świadkiem takiego dziwnego wydarzenia. To było coś niesamowitego i byłem prawie pewien, że zupełnie mi się to nie podoba.
Człowiek przeżywa mnóstwo pierwszych razów, a za każdym razem, kiedy nadarza się taka okazja, jest niepewny i nie bardzo wie, jak się może przygotować do tego, co go czeka. Stojąc tam i czekając, aż podejdziesz, uświadomiłem sobie, że zupełnie nie mam pojęcia jak mam się zachować, bo to był pierwszy raz, kiedy widziałem cię taką bezradną.
Ulka stała z nami i spoglądała co chwilę to na mnie, to na ciebie, aż w końcu zniecierpliwionym tonem wypowiedziała słowa, które uczyniły mnie jeszcze bardziej niepewnym.
„No już, powiedz mu to!”
Osłupiałem i nie mogłem już o nic zapytać, bo bardzo energicznym krokiem odeszła. Zostaliśmy sami, a ty wyjątkowo nie patrzyłaś mi w oczy, ale wpatrywałaś się w czubki swoich nieco znoszonych asicsów.
- Nie możemy być razem, bo ja chcę być z Mateuszem. Ulka kazała mi się przyznać.
- Słucham? – niemal zaniemówiłem.
Poczułem, jak wszystko to, co starałem się budować razem z osobą, która mnie kochała, okazało się być jakimś gównianym snem z rodzaju tych koszmarnych. Dotarło do mnie wszystko, co tak usilnie starałem się ignorować; znaki na niebie i ziemi, które usiłowały uświadomić mi moją własną, prywatną głupotę.
            Obraz ciebie, stojącej ze spuszczoną głową, którą zawsze przecież trzymałaś wysoko, dobił mnie ostatecznie. Pod warstwą gniewu, który zalewał mnie w spowolnionym tempie, kryło się niedowierzanie i wewnętrzne przekonanie, że tak musiało być. Gdybym analizował twoje zachowanie w tamtym momencie, to najpewniej dostałabyś ode mnie w twarz, bo o ile nie mam w zwyczaju stosować przemocy w stosunku do kogokolwiek, o tyle twoje zachowanie na jej użycie zasługiwało.
- Powiesz mi coś jeszcze? – nie mogłem powstrzymać ironii.
- Nie – wyszeptałaś i pospiesznie odeszłaś. Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że może uroniłaś choć jedną łzę. Ale znałem cię bardzo dobrze i dlatego byłem pewien, że twoja twarz nawet nie drgnęła.

            Zostawiłaś mnie z mętlikiem w głowie i niesamowitą wściekłością, rosnącą bardziej i bardziej. 

Dzień dobry! :)
KTOŚ tu wygrał 6 biletów na Ligę Światową i 2 na Mistrzostwa Europy. 
Kocham Cię Zbysiu i cieszę się, że wspierasz mój alkoholizm. 
Jeszcze jeden do końca. 

wtorek, 23 kwietnia 2013

pięć


Girl I gotta say
We're partners in crime
You got that certain something


            Pamiętam doskonale ten mecz, graliśmy wtedy na wyjeździe, w Częstochowie. Byłem szczęśliwy, że wracam w moje rodzinne strony, do miejsca, w którym przeżyłem chrzest bojowy. Był to dla mnie swoisty test osobowości, kiedy jako trzynastoletni szczyl musiałem rozpocząć samodzielne życie, starając się nie zginąć w chmarze osiemnastolatków, z którymi przyszło mi mieszkać. Życie tam rządziło się swoimi prawami, prawami dżungli, a ja chcąc nie chcąc, musiałem się do tego przygotować i dorosnąć.
Siedziałaś w pierwszym rzędzie na charakterystycznych trybunach Hali Polonia. Mimo że miałaś wyznaczone miejsce siedzące, raczej z niego nie korzystałaś, bo skakałaś jak natchniona, bardzo żywiołowo kibicując. „eS-eM-eS!” - krzyczałaś bez pamięci.
Nie patrzyłem jednak na ciebie, za bardzo by mnie to zdekoncentrowało, ale byłem pewien, że dajesz z siebie wszystko, podobnie jak ja robiłem to na boisku.
            Ostatnia piłka w meczu należała do mnie i kiedy wprawiłem ją w ruch, a mój wzrok spotkał się z twoim, poczułem, że ta zagrywka jest dla ciebie.
A potem nastąpił wybuch ekstazy, chłopaki gratulowali mi dobrego meczu, co było mi bardzo potrzebne, by podbudować moje ego. Bo to właśnie ja zakończyłem ten mecz, a nie Mika, który starał się zaimponować ci z całych sił, jakby naiwnie licząc na to, że nie jestem w stanie tego dostrzec. Ja popisałem się genialnymi akcjami, a on spędził większość czasu w kwadracie. I zostałem wybrany MVP spotkania.
            Po tym, jak nie zatrzymywana przez nikogo dorwałaś się do moich ust, Mateusz patrzył na nas z nutą żalu i nienawiści. Nie mogłem zobaczyć, że i ty rzucałaś mu ukradkowe spojrzenia.
Gdybym tylko wiedział…


Tak. Udało mi się napisać właśnie tyle z tej historii. Jedno jest pewne - to jeszcze nie koniec, ale nie czuję się na siłach, by ciągnąć to dalej. Odcinam się od tego wszystkiego i można powiedzieć, że mnie tu nie ma. Żegnam się z Wami i dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłyście, za rozmowy z każdą z osobna i za to, że niektóre z Was są dla mnie wyjątkowymi osobami.
Czuję się trochę tak, jakby grunt usuwał mi się spod nóg i jakbym traciła coś, co kocham, ale... Nieważne. 
Dziękuję.


czwartek, 11 kwietnia 2013

cztery


Now there's not even breathin' room
Between pleasure and pain
Yeah you cry when we're makin' love
Must be one and the same


W końcu nadszedł tak długo przez ciebie oczekiwany, podobno jeden z najważniejszych dni w karierze licealnej każdego człowieka. Starałaś się nie okazywać, że ci na tym zależy, ja jednak wiedziałem, że niesamowitą frajdę sprawia ci wybieranie sukienki, tych wszystkich dodatków i innych babskich pierdół. Jak dla mnie sprawa była prosta – wystarczyło wbić się w garniak i można było szaleć. Ty włożyłaś w przygotowania znacznie więcej energii. Kiedy zobaczyłem cię w całej okazałości, wystrojoną do granic możliwości, a jednocześnie tak cudownie subtelną, wiedziałem, że jestem najszczęśliwszym facetem w całym województwie.
Postawiłaś na klasykę – krótką, czarną sukienkę, która podkreślała twoje długie nogi i cudownie opinała się na twoim zgrabnym tyłku. W tym momencie nie stała przede mną siatkarka, która rywalizowała o największe cele na boisku, lecz najseksowniejsza kobieta, jaką dane było mi w życiu ujrzeć. Pamiętam do dzisiaj zazdrosne spojrzenia moim kumpli, którzy komentowali bezpośrednio do mnie twój wygląd. Hebda nawet dostał w łeb, bo pozwolił sobie na o jedną świńską uwagę za dużo.
Cieszyłem się, że cię mam, że możemy wspólnie zatańczyć poloneza na tej wyjątkowej, bo naszej studniówce. Mimo że przecież robiliśmy to co roku, to jednak nigdy razem. Jednym z plusów chodzenia do tej szkoły był fakt, że mogliśmy bawić się na studniówce co rok.
Byłaś wyjątkowo z siebie zadowolona, bo widziałaś, jak działasz na mnie i na wszystkich facetów przebywających na sali. A ja byłem dumny, że ktoś taki jak ty jest właśnie ze mną.
Część oficjalna minęła w zadziwiającym tempie i to wtedy zaczęliśmy okupować parkiet, tańcząc wtuleni w siebie. W końcu ci się znudziło i zarządziłaś zamianę partnerów. I w ten oto sposób trafiłaś w ramiona Miki, a mnie zaciągnęła w swoje szpony Ulka.
Mimo wczesnej pory była już nieźle wstawiona i nie dało się tego nie zauważyć. Wyraźnie pozwalała sobie na zbyt wiele, czułem się przez nią obmacywany i wcale mi się to nie podobało. Dodatkowo bardzo przeszkadzał mi fakt, w czyich ramionach spędziłaś kolejne trzy kawałki na parkiecie. Mateusz mnie irytował, bo wyraźnie mu się podobało, że darzysz go taką uwagą. Ja miałem dość i podziękowałem Ulce za taniec, złapałem w ramiona Monikę po to, by być bliżej ciebie.
            Nie potrafiłem się na ciebie gniewać i w momencie kiedy impreza dobiegała końca i oboje byliśmy niesamowicie zmęczeni, z największą przyjemnością odprowadziłem cię do pokoju. Poprosiłaś, bym został na noc, co zrekompensowało mi wszystkie nerwy stracone tamtego wieczoru.
Oboje byliśmy delikatnie wstawieni, jednak nie na tyle, by mieć świadomość, że to, co właśnie robimy jest czymś cudownym. Podczas gdy poruszałem się się w tobie rytmicznie, szeptałem ci do ucha jak bardzo cię kocham i jak bardzo mi na tobie zależy. A potem zasnęliśmy wtuleni w siebie, co było niesamowitym zwieńczeniem tego cudownego dnia.
            O czym myślałaś, kiedy po raz pierwszy wspólnie i dogłębnie poznawaliśmy swoje ciała? 


Cześć, to ja, i mam za sobą ciężkie chwile. 

środa, 27 marca 2013

trzy


I was cryin' just to get you
Now I'm dyin' cause I let you
Do what you do - down on me

Podczas gdy wszyscy szaleli na imprezie zorganizowanej kilka pokojów dalej przez Hebdziora, my siedzieliśmy w twoim pokoju. Tylko we dwoje, bo ty tak chciałaś. Nie mogłem się sprzeciwić, bo po cichu liczyłem na ciekawy rozwój wydarzeń. I chociaż jakaś część mnie tęsknie wyglądała do ziomków, którzy melanżowali w najlepsze, nie potrafiłem cię zostawić samej i nawet mi się to podobało.
Duże skupiska ludzi czasem cię męczyły, a czasem niesamowicie bawiły, bo uwielbiałaś mieć wielką publiczność. Byłaś pełna sprzeczności i chyba to mnie najbardziej w tobie pociągało.
            Choć łóżka w internacie nie należały do najwygodniejszych, znalazłaś na to sposób. Ja opierałem się o ścianę, a ty wślizgnęłaś się między moje nogi i wtuliłaś głowę w mój tors. Było idealnie, a całości dopełniał jeden ze łzawych filmów, które uwielbiałaś, a do czego nie przyznałabyś się nigdy w życiu. Lampka dawała dyskretne światło, a wino, które piliśmy na zmianę z gwinta było idealnie półsłodkie.
            Najwyraźniej znudził ci się film, bo lekko podpita podskoczyłaś gwałtownie i zarządziłaś, że się zbieramy. Zapytałem tylko gdzie i dlaczego o tej porze, ale nie dane było mi usłyszeć odpowiedzi. Ubraliśmy się pospiesznie i udaliśmy się do opiekuna internatu, który od dawna był regularnie przekupywany i zgodził się nas zawieźć do Tomaszowa. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze: tobie się nie odmawia.
            Dotarliśmy na dworzec i wreszcie, kiedy kazałaś zapłacić mi za bilety dowiedziałem się, jaki jest cel naszej podróży. Zakopane. W tym momencie było mi już wszystko jedno, chciałem tylko być z tobą i czerpać radość z twojej radości.
Zachowywałaś się jak dziecko, ale właśnie tę beztroskę uwielbiałem w tobie najbardziej.
Droga minęła nam bez większych przeszkód, mieliśmy cały przedział tylko dla siebie, co sprzyjało poznawaniu nawzajem swoich ciał. Nie myślałem o tym, że nie będzie mnie na treningu, na lekcje też nie dotrę i byłem w tej całej beztrosce niesamowicie szczęśliwy. A ty byłaś obok mnie, moje prywatne źródło wszelkiej radości.
            Spacerowaliśmy po Krupówkach trzymając się za ręce i jestem pewien, że wszyscy dookoła bez problemu mogli patrząc na nas stwierdzić, że właśnie robimy coś nielegalnego. I przy tym jesteśmy cholernie szczęśliwi. Kiedy mijaliśmy stoisko z balonami, spojrzałaś na mnie tymi swoimi maślanymi oczami i poprosiłaś o balonika. Kupiłem ci takiego w kształcie serca, co wyraźnie uczyniło Cię szczęśliwszą. Wyraz twojej twarzy, kiedy przez nieuwagę poleciał wysoko w górę wywołał we mnie takie uczucia, że od razu postanowiłem kupić ci następnego i zrobić wszystko, żebyś kolejny raz się uśmiechnęła.
            Do Spały wróciliśmy po około czterdziestu godzinach spędzonych poza internatem i wracając tam, czułem się jak tryumfujący wódz wracający z wygranej bitwy. Moją zdobyczą byłaś ty, choć teraz, kiedy o tym myślę, dochodzę do wniosku, że to właśnie ja byłem twoim najlepszym skalpem.


Z dedykacją dla moich popieprzonych przyjaciół, inspirowane wydarzeniami ostatnich dni ♥

piątek, 22 marca 2013

dwa



All I want is someone I can't resist
I know all I need to know by the way that I got kissed

            Zaczęło robić się poważnie, choć z Tobą nigdy nie było nic wiadomo. Każdy dzień miałem wypełniony Tobą i siatkówką, na dobrą sprawę nic innego nie było mi potrzebne do normalnego funkcjonowania. Z drugiej strony – czy całkowite uzależnienie od drugiej osoby jest normalne? Dla mnie wtedy było. I choć kumple nie dawali mi spokoju, wytykając, jak wiele czasu z Tobą spędzam i jak mało poświęcam im, ja uważałem, że przesadzają.
            Czerpałem energię z Twojej energii. Kiedy na Ciebie patrzyłem, jak zupełnie nieświadomie bawisz się pasemkiem włosów, widziałem w Tobie najsłodszą istotę, jaka kiedykolwiek przyszła na ten świat. Chciałaś ze mną spędzać cały wolny czas. Nie miałaś koleżanek, bo z Twoim usposobieniem raczej było ciężko ze zjednywaniem sobie ludzi. Delikatnie mówiąc nie byłaś przyjazną osobą i dopóki nie upodobałaś sobie mnie, większość czasu spędzałaś sama. Tak przynajmniej myślałem.
            Jedyną osobą z Twojego otoczenia, która Cię tolerowała, była Ulka. Można było powiedzieć o niej tyle, że była specyficznym człowiekiem. Dlatego nie byłem zdziwiony, że akurat dobrałyście się we dwie. Pamiętam jak dziś ten moment, kiedy czekałem pod halą aż wyjdziesz z wieczornego treningu, ale zanim dane było mi Cię zobaczyć, ujrzałem Ulkę. Podeszła do mnie żwawym krokiem i powiedziała, że jeszcze trochę czasu minie, zanim wyjdziesz z szatni. Dała mi do zrozumienia jednak, że chciałaby ze mną wyjść dzisiejszego wieczora, choćby na spacer, bo Spała nie obfitowała w miejsca, w których można by spokojnie usiąść i coś zjeść, czy doświadczyć wydarzeń kulturalnych.
Roześmiałem się wtedy zakłopotany i odparłem, że raczej nie ma takiej opcji, bo ten wieczór, podobnie jak wszystkie inne, zarezerwowany jest dla Ciebie.
            Ulka odeszła, nieco obrażona, ale od razu wyjęła telefon z kieszeni torby treningowej i zaczęła coś pisać na klawiaturze. Kiedy wyszłaś piętnaście minut później z hali, na Twojej twarzy gościł szeroki uśmiech. Zastanawiałem się, czy to, czego byłem uczestnikiem chwilę temu, było jakimś spiskiem, mającym na celu przetestowanie mojej wierności, czy to wina Ulki, która na mnie leciała. Potem dowiedziałem się, że owszem, sprawdzałaś mnie, ale ona też miała swój interes w tym, by spróbować mnie uwieść.
            Rozmawiać o seksie zdarzyło nam się raz. Siedzieliśmy w Twoim pokoju, tak jak wiele razy przedtem. Zapytałaś wtedy, czy mam swój pierwszy raz za sobą, a ja zupełnie szczerze odpowiedziałem, że tak. Nie widziałem powodu, dla którego miałbym kłamać. Chciałaś poznać moją historię, więc speszony opowiedziałem Ci o tym, jak przed moim wyjazdem do Spały, Iwona oddała mi siebie, żebym o niej nie zapomniał i wiedział, co na mnie czeka w domu. Jak się okazało, nie ja byłem tym, któremu zdarzyło się zapomnieć i to powodowało, że moją opowieść zakończyłem łamiącym się głosem.
            Długo nic nie mówiłaś, a po Twojej minie sądziłem, że to dla Ciebie bolesny temat. Nie chciałaś powiedzieć, o co chodzi, a jedyne, co z Ciebie udało mi się wyciągnąć to krótkie zdanie „On nie był tym właściwym.”
            Nie protestowałem, kiedy wtuliłaś się we mnie mocno i zaczęłaś mnie rozbierać. Kiedy zostaliśmy już bez ubrań, poznawaliśmy nawzajem swoje ciała, jednak do niczego nie doszło. Seks nie był naszym priorytetem i nigdzie nam się nie spieszyło. Wystarczyła nam bliskość i świadomość, że jesteśmy dla siebie. 

Tak... Zaczynam wszystko ogarniać na bieżąco i teraz będzie już dobrze. :) 

piątek, 15 marca 2013

jeden



There was a time
When I was so broken hearted
Love wasn't much of a friend of mine

            Kazałaś mówić na siebie Patyk. Mówiłem. Kazałaś czekać na siebie pod szkołą, dzień w dzień. Czekałem. Kazałaś być ze sobą za każdym razem, kiedy było ci źle. Byłem.
A teraz tego cholernie żałuję.
Nie wiem, dlaczego właśnie Patyk, bo twoja figura była najbardziej apetyczna wśród dziewczyn z trzeciej klasy. Zauważyłem to ja, zauważyli też wszyscy moi kumple. Ale ty chciałaś właśnie mnie, a ja nie zgłaszałem sprzeciwu.
Czekałem na ciebie za każdym razem, kiedy kończyłaś zajęcia później niż ja, nawet nie szedłem do internatu, żeby sobie zwyczajnie pograć na PSie, po prostu czekałem jak ten debil pod budynkiem cudownej spalskiej instytucji, aż wyjdziesz i powitasz mnie swoim cudownym uśmiechem. Albo koszmarnym grymasem, w zależności od twojego humoru w danym dniu.
Znaliśmy się od początku szkoły, jednak dopiero po jakimś czasie zacząłem dostrzegać, że pod tym paskudnym charakterem kryje się coś więcej. Zawsze byłaś nieuprzejma wobec ludzi, a ja, podobnie jak wszyscy inni uczniowie zdawałem się to tolerować. Bo kiedy spędza się tyle czasu razem, w kameralnej szkole, nie można tak po prostu kogoś ignorować. Trzeba nauczyć się z tym żyć.
Pamiętam, był słoneczny dzień, a ja siedziałem na ławce przed szkołą, pogrążony w bagiennej zamule. Przeszkadzało mi słońce, przeszkadzał mi śpiew ptaków i śmiechy uczniów. Wiosna napierała na mnie z całą siłą i za cholerę nie chciałem jej się poddać, bo mój świat stał się czarno-biały. Nie potrzebowałem w nim kolorów. Iwona, powód moich zmartwień, okazała się być dwulicową żmiją. Zostawiłem ją w Częstochowie, samą, z nadzieją, że kiedy wrócę ze Spały po ukończeniu liceum, ona będzie na mnie czekać.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy zadzwonił do mnie kumpel z Norwida i oznajmił, że Iwona nie jest taka wierna, jak mogłoby się wydawać… Miał na to twarde dowody. Patrzenie na zdjęcia mojej dziewczyny obściskującej się z jakimś kolesiem, którego totalnie nie kojarzyłem nie było zbyt pięknym przeżyciem. Niewiele myśląc poprosiłem o pozwolenie na wyjazd do domu i rozmówiłem się z nią raz na zawsze. Kiedy przeszła wściekłość, został tylko ból. I poczucie beznadziei, urażona męska duma. A także, co najgorsze, złamane serce.
Ta ławka przed szkołą była moją oazą, bo choć wszyscy mnie widzieli, bo pozornie byłem w centrum uwagi, to jednak potrafiłem wyłączyć się na tyle, by nie widzieć ich. Byłem z siebie dumny, że jestem w stanie zachować dystans do całego świata, odgrodzić się grubym murem od bieżących wydarzeń.
Nie chciałem mieć wtedy nic wspólnego z jakimikolwiek uczuciami.
Usiadłaś obok mnie, nie bacząc na to, że najwyraźniej nie chcę żadnego towarzystwa. I to był przełom. 


Po raz kolejny łamię daną sobie obietnicę, publikuję pierwszą część, zanim powstanie całe opowiadanie... 
Chrzanić. :)
Obiecuję, że będę dodawać regularnie. I nie zawiodę.
DZIEWIĄTE MIEJSCE AZSU!  
P.S. Informować? 

sobota, 9 marca 2013